sobota, 16 listopada 2013

1. Ucieczka.

Hej! Mam nadzieję, że pomysł na bloga wam się spodoba ;) Czekamy na pozytywne i negatywne opinie :) piszcie co wam się nie podoba, a postaramy się to jakoś zmienić ^_^ A to pierwszy rozdział. Miłego czytania!
ps. szablon bloga zostanie niedługo zmieniony ;)
___________________________

"Świat, w którym żyje­my sta­nie się lep­szy al­bo gor­szy w za­leżności od te­go, czy sa­mi będziemy lep­si czy gor­si. Tu właśnie przychodzi z po­mocą siła Miłości, bo zaw­sze, gdy kocha­my, to prag­niemy być lep­si niż jesteśmy." ~ Paulo Coelho.

___________________________



  Nienawidzę tego miejsca. Kwadratowe pomieszczenie o wymiarach 10x10 m. , gdzie znajduje się jedynie mała kanapa, stolik z dzbankiem kawy, mój kubek i małe drzwi prawie wtapiające się w ścianę. Po prostu dobija mnie biel i sterylność tego pomieszczenia. Wszystko w całym Ośrodku jest takie... bez koloru, bez zapachu, bez życia. Muszę tu siedzieć i czekać aż ktoś mnie nie zawoła. Przynajmniej póki im jestem potrzebna, moi bliscy są bezpieczni i tylko to się liczy.
 Zastanawiacie się pewnie o czym mówię. A więc tak... mamy rok 2075. W 2046 wybuchła wojna. Wszystkie nadnaturalne istoty się zbuntowały, wyszły z mroku i zaatakowały ludzi. Zaślepieni swoją nowoczesną technologią Homo Sapiens ledwo zauważyli zmiany w ich życiu. Coraz więcej osób ginęło w dziwnych okolicznościach, często niszczono nawet całe wioski. Po kilku tygodniach ośmielone już Istoty ruszyły na największe miasta. Tokio, Meksyk, Nowy York, Los Angeles, Londyn, Moskwa, Sydney... upadły, pociągnęło to za sobą falę przegranych.  Obecnie na świecie jest kilkaset tysięcy Normalnych Ludzi. Ich liczba jednak coraz szybciej się zmniejsza. Mówiąc „Normalni” mam na myśli tych, którzy wciąż mają swój niezmodyfikowany kod genetyczny. Oni i jednostki, które przeżyły badania oraz zawarły układ z Nadnaturalnymi mieszkają w jednej z czterech kolonii: nad morzem, w górach, na pustkowiu lub pod ziemią. Wokół tych osad wyrosło wiele gęstych lasów, do których wstęp mają jedynie zatrudnieni do wykonania w nich pracy. Nieprawne przekroczenie granicy kolonii z lasem grozi śmiercią. Po ustaleniu się nowej hierarchii:
1.       1.Mroczne elfy
2.       2.Wampiry, Wilkołaki, Czarodzieje
3.      3. Inne istoty
4.      4. Udane Eksperymenty  
5.       5.Hybrydy
6.       6.Nieudane Eksperymenty
7.       7.Ludzie   
zaczęto przeprowadzać badania na Ludziach, inaczej nazywane eksperymentami. Nadnaturalni chcieli dowiedzieć się czy można połączyć ich komórki z komórkami Ludzi. W ten sposób zaczęli tworzyć nowe gatunki- Udane eksperymenty. Z biegiem lat zaczęły się też rodzić Hybrydy, czyli dzieci udanych eksperymentów, które wróciły do kolonii oraz zwykłych ludzi. Jednakże nie każdy Człowiek jest na tyle silny, by przeżyć badania. Nie tolerują nowych komórek, umierają. Głównym ośrodkiem dowodzenie, a także miejscem gdzie odbywają się wszystkie eksperymenty jest Ośrodek, w którym obecnie się znajduję. Wokół niego zbudowano wiele miast dla Mrocznych elfów i całej reszty.
 A ja? Ja jestem nikim, kolejnym wybrykiem natury, który już przez siedemnaście lat toczy swoją egzystencję na tym zniszczonym świecie. Przez 15 lat żyłam nie wiedząc, że jestem hybrydą. A gdy nadeszła moja pora na eksperyment wszystko się skomplikowało. Teraz moją główną zdolnością jest leczenie. Mam prawie nieograniczone umiejętności regeneracyjne, potrafię spowolnić proces starzenia się u siebie i innych, a także poprzez kontakt z inną osobą potrafię przenieść na siebie wszystkie jej rany oraz cały ból . Dlatego jestem w Instytucie* . Dzięki mnie umieralność podczas badań zmniejszyła się o kilka procent. Ratuję te eksperymenty, które mają jakieś szanse na dalsze życie. Dlaczego się zgodziłam? To już inna historia...
 Nagle z trzaskiem otworzyły się drzwi, przez które wszedł jakiś facet w białym uniformie.
- Eksperyment 7 proszony jest o udanie się do Sali 824 – powiedział beznamiętnym głosem, odsuwając się na bok by przepuścić mnie w drzwiach.
- Dzień dobry! Mi też Cię miło widzieć... piękną mamy dzisiaj pogodę, nieprawdaż?
 Nic. Żadnej reakcji. Dlaczego oni muszą zachowywać się jak roboty?!  Dobra. Chrzanić ich. Hm... 824? Jeden z najniższych poziomów, muszą mnie prosić do kogoś ważnego. Chłopak był mniej więcej w moim wieku. Wyglądał prawie normalnie, jakieś 185cm wzrostu blond włosy, wszystko tak jak u człowieka, tylko czerwone źrenice oczu i niebieskie łuski na grzbiecie dłoni świadczyły, iż jest Udanym eksperymentem lub Hybrydą.
 Wychodząc z metalowej windy, weszliśmy do białego korytarza. Szliśmy jakieś dziesięć minut zanim moim oczom ukazały się duże dwuczęściowe drzwi z małym okienkiem i numerem „824”. Sztywniak w białych łachach skinął tylko, że mam wejść do środka i odszedł bez słowa.
- Następnym razem dokończymy naszą rozmowę! – krzyknęłam mu w plecy, a pod nosem dodałam – kretyn.
 Pchnęłam drzwi wykonane z dźwiękoszczelnego materiału i weszłam do ciemnego pomieszczenia z białymi ścianami. Wyglądało trochę jak prosektorium z wcześniejszych lat. Naprzeciwko mnie ciągnęły się dwa rzędy łóżek. Oświetlony był jedynie mały skrawek przestrzeni wokół pierwszego łóżka po lewej stronie. Stało przy nim czterech „doktorów” , oczywiście ubranych na biało. Obok nich stał stół z różnego rodzaju przyrządami. Szybko odwróciłam wzrok, o niektórych rzeczach lepiej było po prostu nie wiedzieć za dużo, swoją uwagę skierowałam na postać otuloną prześcieradłem.
 Dziewczyna była drobna, bardzo blada, w obecnej scenerii wyglądała jak trup, jednak jej klatka piersiowa poruszała się szybko, podnosiła się i opadała niemiarowo, gałki oczne wodziły w różne strony pod powiekami.
- Niedługo się obudzi. Jeśli stanie się to za szybko- umrze. Postaraj się coś z tym zrobić. – Kobieta mówiła spokojnym głosem, bez żadnego uczucia. Cała była na biało, jedynie brązowe oczy patrzyły na mnie... ciekawie? Wyglądało to tak jakbym interesowała ją bardziej od dziewczyny na stole. Zignorowałam ją jednak.
- Oczywiście. – Odpowiedziałam tylko, starając się opanować drżenie głosu. 
 Popatrzyłam na pozostała trójkę lekarzy. Były to dwa wampiry i jeden czarodziej. Wszyscy zgodnie pokiwali  głowami. Dotknęłam ręki dziewczyny. Była ciepła, właściwie to jej dotyk palił. Ale nie to było najgorsze. Gdy tylko zamknęłam oczy zalała mnie fala przeraźliwego bólu. Czułam jakby w każdy atom mojego ciała wbijała się gorąca igła, nagle wszystko ustawało a na miejsce żaru wchodził niewyobrażalny chłód. Powtarzało się to kilkanaście razy.
  Nagle jakby z oddali usłyszałam dźwięk... syrena alarmująca. Otworzyłam oczy, jednak nie puściłam ręki dziewczyny. Ból trwał nadal, ale istota na łóżku wyraźnie się uspokoiła. Teraz miała spokojny oddech, a twarz wykrzywiał mały grymas, tak jakby tylko śniło jej się coś nieprzyjemnego. 
 Jedna rzecz mi nie pasowała, pomieszczenie zalewało teraz krwiście czerwone światło. Zrozumiałam też, że syrena wyje coraz głośniej a w pomieszczeniu  oprócz mnie i eksperymentu została tylko wilkołaczka, która stała teraz w drzwiach i coś do mnie krzyczała. Nie miała już na sobie maski chirurgicznej ani czapki. Kobieta miała śniadą karnację, brązowe proste pasma włosów były dokładnie tego samego koloru co oczy, dopiero teraz zauważyłam, że jak na wilkołaka była dość niska- około 170 cm , tak jak ja. Miała czterdzieści lat, może nawet nie.
- Isabelle uciekaj! Alarm pierwszego stopnia! Zostaw eksperyment, ona i tak umrze! – jeszcze raz spojrzała na mnie zatroskanym wzrokiem i wybiegła. 
  Gdy już chciałam puścić dłoń nieznajomej i ruszyć za „lekarką” , poczułam coś. Palce dziewczyny leciutko zacisnęły się na moich, długie czarne jak smoła rzęsy zatrzepotały, powieki lekko się rozchyliły. Próbowała mi coś powiedzieć, z jej ust wydostało się tylko ledwo dosłyszalny szept:
- Nie... nie zostawiaj mnie...  
 Coś we mnie pękło. Nie mogłam jej zostawić, ona żyła, próbowała przetrwać, tak samo jak ja kiedyś... a teraz ja jestem jej jedyną szansą na dalsze życie. Była szczupła, więc bez problemu postawiłam ją na nogi i zaczęłam powoli prowadzić do wyjścia. Nadal czułam jej ból nasilający się z każdym najdrobniejszym ruchem. Jednak wiedza, iż im więcej bólu czuję ja, tym mniej czuje ona dodawała mi siły. Sama nie wiem w jaki sposób ominęłyśmy skrzydło czarodziejów i nimf, teraz znajdowałyśmy się w skrzydle wampirów.    
 Wokół nas tłoczyło się wiele osób ubranych na biało, jednak żadna z nich nawet nie zaszczyciła nas swoim spojrzeniem. Właściwie, to cieszyłam się, iż mają nas gdzieś – przynajmniej mogłam bezpiecznie wynieść stąd Eksperyment. Dziewczyna czuła się zdecydowanie lepiej, ból był coraz mniejszy, jednak niepokoiła mnie nowa sprawa. Zaczęła majaczyć. Cały czas wypowiadała imiona, mówiła o miejscach oraz zdarzeniach. Nie miałam pojęcia o co jej może chodzić.
 Wydostanie się z Ośrodka było zadziwiająco łatwe. Wyszłyśmy jednym z bocznych wyjść a potem skierowałyśmy się na południe. Po jakiś 20 minutach dotarłyśmy do małej restauracji, która należała do mojego znajomego. Obeszłam budynek, niosąc całkowicie nieprzytomną już towarzyszkę, i zapukałam w tyle drzwi. Nie musiałam czekać nawet minuty. Najpierw przez małą szybkę zauważyłam zarys postaci, a następnie w progu stanął młodzieniec średniego wzrostu. Miał krótkie ciemne włosy i zielone oczy, które nagle się rozjaśniły. Nie wiem czy była to gra świateł, czy po prostu blask księżyca. Nie było to teraz ważne.
- Lukas, gdzie Peter? – spytałam bez żadnego przywitania, dysząc z przemęczenia.
- Cześć Izzy – powiedział z uśmiechem, który momentalnie zniknął z jego twarzy, gdy w końcu ogarnął sytuację. – Co się stało? Kto to jest? Jesteś ranna?
- Nie piernicz, nic mi nie jest. Gorzej z nią –wskazałam głową na nastolatkę, która spała niespokojnie na moich rękach. – Był alarm w Ośrodku i po prostu nie mogłam jej tam zostawić na pastwę losu. Możemy wejść? – spytałam błagalnie i popatrzyłam w jego oczy. Były pewne niepewności i wahania.  
 Nagle rozległ się dziwny dźwięk – znowu syrena, tym razem informująca o tym, że cały Instytut został ewakuowany.
- Proszę – powiedziałam błagalnie. Do oczu zaczęły napływać mi zły.
- Dobrze. – Lukas nie patrzył mi w oczy, jednak delikatnie wziął Eksperyment z moich rąk, przepuścił mnie w drzwiach i we trójkę weszliśmy do środka.
 Następnie zeszliśmy do piwnicy, która była przekształcona w pomieszczenia mieszkalne. Udane Ekspermenty mogły mieszkać w miastach Nadnaturalnych, jeśli przestrzegały panujące w nich prawa i oddawały im 1/3 swoich zarobków. Lukas i Peter chodzili ze mną do tej samej klasy. Znaliśmy się od kilku lat i utrzymywaliśmy kontakt, po tym jak nam się poszczęściło i przeżyliśmy badania.
- Gdzie Peter ?– spytałam ponownie, wchodząc do pokoju chłopaków.
- Nie wiem, jest sobota, pewnie poszedł na jakąś randkę, czy coś...
Roześmiałam się. Cały on.
- Nie rozumiem, jak w takiej sytuacji możesz się śmiać. – Chłopak pokiwał głową, chociaż sam się uśmiechnął. Położył dziewczynę na jednym z łóżek, zapewnie zależało ono do Petera, potem przykrył ją grubym kocem.
- Pewnie podczas badań uszkodzili mi coś w mózgu – zażartowałam.- Po prostu się cieszę, że się stamtąd wydostałyśmy. Mogłabym skorzystać z łazienki? Marzę o prysznicu.
-Jasne...  
- A ty?
-Co ja?
- No czemu nie poszedłeś z nim wyrwać jakąś laskę? – zapytałam pół- sarkastycznie, pół- serio.
  Kolega spojrzał na mnie poważnie, tak jakby pytanie go zaskoczyło i jakby spodziewał się, że sama domyślę się odpowiedzi. Uniosłam brwi w odpowiedzi na ciszę ,a on wybełkotał tylko:
- Nie ważne.
 Bez dodania ani jednego słowa zaprowadził mnie do małej łazienki, była stylowo urządzona: pomalowana na niebiesko z zielonymi dodatkami, wyglądała trochę jak dno morza... Zatęskniłam za swoim domem. Myślałam o bliskich i nawet nie zauważyłam, że Lukas zostawił mi żółty T-shirt, zielony ręcznik i wyszedł z pomieszczenia.  Szybko ściągnęłam przepocone ubrania i popatrzyłam w lustro. Wyglądałam okropnie: każdy z blond włosów sterczał w inną stronę, czerwone rumieńce pokrywały całą twarz, a zwężone źrenice jeszcze bardziej  pomniejszały moje, i tak małe, oczy. Szybko weszłam do kabiny, starając się by więcej na siebie nie patrzeć. Przeklęłam pod nosem, widząc męski żel do mycia. „Jakoś to przeżyję” -  pomyślałam, nie wiem dlaczego ale nigdy nie lubiłam zapachu męskich kosmetyków. Wzięłam 5-minutowy gorący prysznic. Odprężyło mnie to, niestety odejście bólu wiązało się z tym, iż coraz bardziej chciało mi się spać. Ręcznik był miły w dotyku, ale pachniał podobnie jak płyn do kąpieli. Założyłam starą bieliznę oraz żółtą koszulkę, dziękując Bogu, że jest o wiele za duża – sięgała mi do połowy uda i wyszłam z łazienki. Wchodząc do sypialni moich kolegów zauważyłam, że moja nowa znajoma już się obudziła, a teraz kuli się w rogu łóżka. Gdy tylko przekroczyłam próg pomieszczenia ,łypnęła na mnie ze strachem i skuliła się jeszcze bardziej. Podeszłam do niej powoli, jak do nieoswojonego szczeniaczka i usiadłam na brzegu łóżka jak najdalej od ciemnowłosej.
- Nie bój się, nikt nie zrobi ci krzywdy. Już nie jesteś w Ośrodku. Wyprowadziłam cię stamtąd... – starłam się mówić spokojnie i łagodnie, ale dziewczyna raczej nie była chętna do nawiązania rozmowy. – Mam na imię Isabelle, a ty?
 Po raz pierwszy spojrzała mi w oczy.
- Sheva... – miała niepewny, chrapliwy głos. No ale przynajmniej umiała mówić, to już coś.
- Miło mi cię poznać Sheva. – Uśmiechnęłam się do niej. Chciała mi coś odpowiedzieć, lecz w tym momencie do pokoju wpadł Peter a za nim, jakby smutny, przywlókł się Lukas.
- Siema stara! – krzyknął i przytulił mnie na powitanie. – Nie ma mnie w domu, a ty wykorzystujesz sytuację i przyprowadzasz mi jakąś laskę do łóżka? – Zaśmiał się.
 Peter był mniej więcej tego samego wzrostu co Lukas, czyli jakieś 10 cm. wyższy ode mnie. Miał włosy koloru mokrego piasku i piwne oczy.
- To nie jakaś laska, tylko Sheva. I wydaje mi się, że w zaistniałej sytuacji twoje podrywy raczej  nie będą na nią działały. – Odpowiedziałam mu różnie sarkastycznie, jak on wcześniej.
 -Yhym, szkoda, a już miałem nadzieję, że będę miał nową dziewczynę – oznajmił z udawanym smutkiem. – Dobra, pewnie jesteście strasznie zmęczone.
 Kiwnęłam głową.
- Skoro nasza nowa koleżanka zajęłam moje łóżko, to ty kładź się na drugim a my kimniemy na podłodze.
- Nawet sobie nie żartuj! Nie zajmę łóżka Lukasa. Żaden z was przeze mnie nie będzie spał na podłodze... Jak zsuniemy łóżka na pewno się zmieścimy. Sheva i ja nie zajmiemy dużo miejsca.
  Gdy tylko Peter i Lukas dostawili łóżko do tego, na którym leżała zielonooka położyłam się obok niej, tak aby zostawić chłopakom jak najwięcej miejsca i od razu zapadłam w głęboki sen.   
_______________ 
Przepraszam za błędy i mam nadzieję, że was nie zanudziłam ;) Komentujcie! ^^ 
Pozdrawiam ;*