Notkę dedykuję Kasi, ponieważ ma ona dzisiaj urodziny ;) Jeszcze raz: Wszystkiego Najlepszego Kochana! < 3 Komentujcie i mówcie co wam się nie podoba ^^
_______________________
"Boże daj mi siłę bym był w stanie zmienić to, co jestem w stanie
zmienić. Pokorę, bym mógł zaakceptować to czego nie mogę zmienić. Oraz
mądrość, by jedno z drugim mi się nie p opi epr zyło." ~Stephen King
_______________________
Lukas i Peter
mieszkali na obrzeżach miasta, więc dojście do centrum zajęło mi pól godziny.
Szłam wolno, rozmyślając o Shevie uciekającej do swojej kolonii. Jeśli będzie
się poruszała pieszo do gór dotrze nie szybciej niż za pięć dni. Współczułam
jej, że samotnie będzie musiała pokonać tak długą drogę, a jednocześnie byłam
zła za to, że tak szybko odeszła. Polubiłam ją, a zdobywanie przyjaciół nie
było raczej moją mocną stroną...
Miasto Nadnaturalnych
było zbudowane, tak by z lotu ptaka
swoim kształtem przypominało wielkie oko. Mury obronne były
potencjalnymi rzęsami, na samym środku stał monumentalny pałac wykonany z
czarnego kamienia- tzw. „Źrenica”, który otaczała tęczówka, czyli budynek, w
którym wykonywano eksperymenty. Wokół rozciągały się tysiące budynków
mieszkalnych, sklepów, miejsc pracy oraz parków. Instytut był wykonany z
szaro-niebieskiego kamienia, którego nazwy nie znałam. Składał się z 10
poziomów ( pięter, z których pięć było nad a pięć pod powierzchnią ziemi ; im
niżej usytuowany był poziom, tym większa była ranga prowadzonego eksperymentu).
Na dziesiątym, najniższym piętrze znajdowało się Archiwum, do którego dostęp
miała jedynie Rodzina Królewska oraz kilku najbardziej zaufanych Księgowych i
Dyrektor Instytutu. Plotki mówią, że są tam informacje na temat każdej istoty
żyjącej obecnie na ziemi, a także wiele materiałów pochodzących z czasów przed
wojną z 2046 r. , z czasów kiedy Ludzie rządzili na tej planecie, a Mroczne
Istoty dopiero knuły plany, mające uwolnić ich z cienia, w którym niegdyś
żyły.
W szkołach uczono nas
strzępków historii: mówiono o wojnach jednego gatunku, o tym, iż ludzie
zabijali innych Homo Sapiens dla materialnych dóbr, o śmiercionośnych
wynalazkach, chemicznych truciznach, bombach. W ciągu sześcioletniego okresu
edukacji wpajano nam jak bardzo zły wcześniej był świat oraz jakie to mamy
szczęście, że żyjemy w świecie, nad którym władzę sprawują Mroczne Elfy. Na lekcjach historii uczono nas jacy to ludzie
są okrutni i że oczyszczenie z tego zła które w sobie posiada gatunek ludzki
można otrzymać jedynie poprzez eksperymenty. Niektórzy się na to nabrali, na
początku sami zgłaszali się na ochotników do badań... nadal czasami tak robią.
Jednakże zmieniły się ich powody: wcześniej zgłaszali się, by dostać
„odkupienie”, stać się kimś lepszym, teraz natomiast robią to by ratować swoje
rodziny, swoich przyjaciół... robią wszystko, co trzeba, często przy tym
umierając, by ratować bliskich.
Nigdy nie wierzyłam
w to, co od ósmego do czternastego roku życia próbowali mi wpoić. Do dzisiaj
pamiętam tą złość na twarzy wampira, który nauczał moją klasę historii, kiedy
na zajęciach zakwestionowałam nieskazitelność dobroci Mrocznych Elfów. Nawet
dokładnie nie pamiętam, do czego się wtedy przyczepiłam. Ale jego krzyki, jego
furia, nienawiść do mnie przez kolejne lata edukacji... tego nie zapomnę
nigdy.
W tej właśnie chwili
doszłam do jednych z pięciu wejść Ośrodka. Nad dwuskrzydłowymi drzwiami z
grubego metalu widniał napis „ WEJŚCIE DLA PERSONELU podaj swój numer lub/i
pełne nazwisko”. Stanęłam trochę bliżej wejścia i głośno zameldowałam:
-Eksperyment numer siedem. Isabelle Brandson.
Po kilku sekundach drzwi automatycznie się otworzyły a ja
weszłam do środka. Hol był dość duży. Stało tu kilka kanap, dwa wielkie
telewizory umieszczone na przeciwległych ścianach oraz pięć automatów z
napojami. Naprzeciwko wejścia znajdowała się długa lada, za którą stała młoda
dziewczyna. Była to Katy, recepcjonista zatrudniona dwa lata przede mną, była w
porządku i jako jednej z nielicznych osób w tym wielkim budynku i chyba ogólnie
na świecie, ufałam jej. Była miła, sympatyczna, zawsze uśmiechnięta, nie
przejmowała się zdaniem innych oraz podobnie jak ja nienawidziła całego tego
gówna, które nas otaczało. Kath była Udanym Eksperymentem. Miała oczy w barwie
morskiego błękitu i włosy tego samego koloru. Pod długimi niebieskimi falami
jej włosów, które się gały do końca pleców, na szyi widać było skrzela. Na
wewnętrznej stronie obu rąk od nadgarstków do łokci lśniły turkusowe łuski.
Była dwa, może trzy centymetry wyższa ode mnie. Wiedziałam, że ma wszczepione
komórki: syreny, żywiołaka wody oraz czarodzieja. Jednakże z tymi ostatnimi
słabo sobie radziła, nie mogła bowiem opanować zbyt silnej mocy, która została
jej wszczepiona. Gdy tylko mnie ujrzała na jej bladej twarzy, silnie kontrastującej
z otaczającą ją niebieską barwą, wykwitł szeroki uśmiech.
- Cześć Izzy- wyszczebiotała wysokim melodyjnym głosikiem-
marna sprawa nie? Ten cały alarm i w ogóle... Pytałam o to kilkadziesiąt osób,
ale nikt nic nie chce mówić. –Pokręciła tylko głową i spojrzała na mnie z
nadzieją, że będę kontynuowała rozmowę.
Jednak nie miałam
najmniejszej ochoty na ploteczki, więc odpowiedziałam beznamiętnie:
-Cześć. Tak, masz rację Katy, to straszne.
Spochmurniała jej
trochę mina, ale przyzwyczajona już trochę do moich humorów, uśmiechała się przyjaźnie
i wręczyła mi przepustkę.
Przepustką nazywamy w
Ośrodku małą plakietkę, służącą do otwierania przypisanych nam pomieszczeń.
Niektórzy mają wielkie gabinety z oknami i mnóstwem rzeczy osobistych. Ja –
średniej wielkości pokój z kanapą i mahoniowym stolikiem do kawy.
Przypominam, że całe
wnętrze Instytutu jest białe. Białe meble, białe ściany, białe uniformy Lekarzy
i Pielęgniarzy. Wszystko w różnych odcieniach białego.
Nienawidzę tego
koloru.
Wyszłam z holu, przeszłam kilkanaście metrów
szerokiego na prawie pięć metrów korytarza i skręciłam w lewo. Wchodząc na
szczyt schodów wyłożonych białymi kafelkami usłyszałam z dołu krzyk:
- Siedem!
Brandson!
- Tak? – odwróciłam się do nieznajomej postaci.
Był to mężczyzna w
średnim wieku, na mój gust około czterdziestodwuletni. Miał krótkie siwe włosy
lekko zaczesane do tyłu, miał niecałe dwa metry wzrostu i był bardzo blady.
Miał na sobie eleganckie buty z czubem, spodnie, koszulę zapinaną na guziki i
marynarkę – wszystko czarne. Jego strój zdradzał, że musi być to ktoś wysoko
postawiony. Choć wyglądał jak zwyczajny facet na pewno nim nie był. Na Udany Eksperyment
też raczej nie wyglądał. A w sposobie w jaki się poruszał było coś, co
przyprawiało mnie o ciarki na plecach.
- Christopher prosi cię
do siebie. – Odwrócił się ode mnie i ruszył przed siebie, nie patrząc nawet czy
idę za nim. Bez namysłu zbiegłam ze schodów i podążyłam jasnym korytarzem w
stronę Biura Głównego. Po drodze zastanawiałam się, co takiego może ode mnie
chcieć Dyrektor Instytutu.
Gdy doszliśmy na
miejsce, mój przewodnik otworzył mi drzwi. Jego czyn zaskoczył mnie tak bardzo,
że nie wiedziałam co właśnie miałam zrobić. Dopiero, gdy mężczyzna głośno
odchrząknął, weszłam do środka. Pierwszy raz byłam w tym pomieszczeniu. Było
ono mniej więcej rozmiarów holu wejściowego. Wszystkie ściany pomalowano na
kolor czarny. Za to meble były w takim samym, rażącym odcieniu bieli. Pod
trzema ścianami stały różnej wysokości regały wypełnione księgami i różnymi
papierami. W pokoju nie było żadnych okien ani lamp, jedynym źródłem światła
był wielki żyrandol wykonany z kolorowych drogocennych kamieni, na którym
pomarańczowym światłem jarzyło się kilkadziesiąt małych świec. Pod żyrandolem
stało wielkie puste biurko, za którym siedział mężczyzna.
- Dziękuję Dimitry,
możesz już odejść. – Dyrektor miał niski, mocny głos i choć nie mówił głośno,
jego słowa rozbrzmiały w całym pomieszczeniu.
Dimitry wychodząc,
zamknął za sobą drzwi. Zostałam sam na sam z wysokim elfem. Mężczyzna oparł
brodę na dłoniach. Jego łokcie spoczywały na krańcu biurka. Był rozluźniony i z
ciekawością w swoich niebieskich, dużych oczach patrzył się na mnie. A raczej
przeszywał mnie wzrokiem, wydawało mi się, że on nie patrzy na mnie, tylko...
tylko gdzieś w głąb mnie. Już myślałam, że po prostu tylko będzie się na mnie
gapił i w tym właśnie momencie się odezwał:
- Eksperyment 7, miło mi cię poznać. Dużo o tobie słyszałem.
Jesteś- zamyślił się- interesującym przypadkiem.
Nie wiedziałam co
odpowiedzieć. Byłam za bardzo przerażona zarówno jego słowami, jak i samą jego
obecnością. Chciałam odwrócić wzrok od jego jasnej twarzy, lecz nie mogłam.
Muszę przyznać, iż
jest bardzo piękny, nawet jak na elfa i mimo tego, że tworzył wokół siebie aurę
lęku. Miał ostro zarysowane kości policzkowe oraz zgrabny nos. Czarne brwi
podkreślały bladość jego skóry. Białe włosy, zaczesane do tyłu sięgały mu do połowy pleców,
a krótsze dwa pasma okalające twarz- do obojczyków. Spod nich wystawały mu
szpiczaste uszy. Wygląda dość młodo, osiemnaście, może dziewiętnaście lat...
zapewne jednak miał o wiele, wiele więcej.
- Mam do ciebie kila pytań. Usiądź. – Nagle naprzeciwko
niego pojawił się biały fotel. Podeszłam do niego, czując miękkość w kolanach.
Ostrożnie usiadłam na skraju fotela. Był miękki i bardzo wygodny, ale po prostu
bałam się usiąść dalej...
- Co wiesz na temat Eksperymentu 600? Sheva Ciro. Byłaś przy
niej, kiedy ogłoszono alarm. – Dyrektor miał nieodgadniony wyraz twarzy.
- Ja... – głos mi się
załamał, jednak próbowałam ukryć zdenerwowanie. – Nie mam o niej bladego
pojęcia. Pamiętam tylko jak wyglądała... ciemne włosy...
- Wiem jak wyglądał ten Eksperyment – przerwał mi. Aż skuliłam
się, słysząc stanowczość w jego głosie.
- Nic innego o niej nie wiem. A- a skąd te pytania? Umarła?
– próbowałam jak najlepiej odegrać swoją rolę- nie wydam Shevy. Nie wiem czemu,
ale coś podpowiadało mi, że postąpiłabym bardzo źle, mówiąc, że pomogłam jej w
ucieczce. Nie chodzi nawet o to, iż zaszkodziłabym sobie... Intuicja mówiła mi,
że sprawa mojej znajomej jest o wiele bardziej złożona niż myślę.
- Nie wiem. Nie ma jej. Prawdopodobnie uciekła. Lekarze
będący przy operacji, zeznali, że gdy opuszczali salę, Eksperyment był
konający. Ta dziewczyna nie była w stanie sama chodzić, nie mówiąc już o
ucieczce. Ktoś musiał jej pomóc.
Starałam się wyglądać
na zaskoczoną i wstrząśniętą jego słowami.
- To okropne... Nie mam pojęcia, jak do tego mogło dość. Ona
była taka słaba, jej ból tak silny. – Wzdrygnęłam się na wspomnienie
wrzynających się w moje nerwy impulsów zimna i ciepła. – Wybiegłam z Sali kilka
sekund po Doktorach, ona wtedy jeszcze leżała na swoim łóżku.
Im więcej kłamałam,
tym bardziej się denerwowałam. Miałam spocone dłonie, a kolana strasznie mi się
trzęsły. Byłam bardzo szczerą osobą i kłamanie komuś w żywe oczy było dla mnie trudne.
Kiedy tą osobą był Christopher, zadanie to stawało się sto razy trudniejsze.
- Bo widzisz... – usiadł wygodnie na swoim krześle – ta
dziewczyna ma coś, co jest nam bardzo potrzebne. Rzecz, która nie może trafić w
niewłaściwe ręce.
- Niestety, nie mam pojęcia o co może chodzić, ani gdzie
jest Eksperyment- przynajmniej tym razem powiedziałam prawdę. Tylko co tak
ważnego miała Sheva? Z tego co pamiętam nie miała przy sobie zupełnie
niczego... a może się myliłam? Może, nawet umierając, starała się coś ukryć?
- Rozumiem.- Dyrektor skinął głową i lekko zmrużył swoje
błękitne oczy. – Jeśli jednak wiedziałabyś coś na temat dziewczyny lub gdyby w
jakiś sposób skontaktowała się z tobą, proszę, powiadom mnie o tym.
- O-oczywieściee... Tylko dlaczego miałaby się kontaktować
właśnie ze mną? – położyłam nacisk na ostatnie słowa.
Nic nie odpowiedział tylko się zaśmiał.
Naprawdę się zaśmiał. I nie był to przerażający, złowieszczy śmiech, tylko taki
zwykły melodyjny.
- Jesteś wolna. Dziś nie musisz siedzieć na dyżurze, możesz
wrócić do domu. Przed Instytutem będzie czekał na ciebie transport. Do
zobaczenia, Isabello. – Uśmiechnął się, a w kącikach jego oczu pojawiły się
maleńkie zmarszczki. Gestem ręki nakazał, że mogę już odejść.
Wstałam z fotela, a
gdy tylko to zrobiłam, mebel znikł. Podążyłam szybko w stronę drzwi, jednak
wszystkie mięśnie miałam napięte. Szłam mechanicznie, jak nienaoliwiony robot. Kiedy
już stała w progu, coś podkusiło mnie, aby się odwróciła. Christopher wciąż na
mnie patrzył, a w kącikach jego ust nadal błąkał się ten dziwny uśmiech. Jak
najszybciej zamknęłam drzwi i oddaliłam
się od tego pomieszczenia, tak bardzo odbiegającego od bieli i sterylności
reszty Ośrodka. W Biurze Głównym było przytulnie i ciepło, w powietrzu unosiła
się lekka woń świec, kadzideł i pergaminu. Dopiero teraz, gdy moje emocje
trochę opadły, udało mi się dostrzec te szczegóły. Czułam się nieswojo znowu
wchodząc w biel i sterylność Ośrodka.
Wyszłam z Instytutu i zaczęłam iść w stronę
wyjścia z miasta.
- Isabelle Brandson! – Usłyszałam jak ktoś krzyczy za moimi
plecami i odwróciłam się do źródła głosu.
Jakieś 10 m za mną,
koło czarnej limuzyny stał chłopak. Wyglądał na dwadzieścia kilka lat, był
mniej więcej mojego wzrostu. Za duży garnitur wisiał na nim jak na kukle, a
jego szary kolor podkreślał cienie na twarzy szofera. Miał potargane fioletowe
włosy i czerwone oczy, bez białek ani źrenic. Wyglądał przerażająco.
- Mam cie zabrać. Wsiadaj.
Nogi ugięły się pode
mną, lecz zdołałam utrzymać równowagę. Chciał mnie zabrać... porwać? Ale po co?
Gdzie? Tak w środku dnia... I nagle przypomniałam sobie moją wcześniejszą
rozmowę. „Przed Instytutem będzie czekał na ciebie transport. Do zobaczenia,
Isabello.” . Christopher wspominał, że załatwił mi podwózkę, ale wtedy to
zignorowałam, bo myślałam, że po prostu się ze mnie nabija. Ten człowiek cały
czas mnie zaskakuje. Z niepokojem w sercu weszłam do samochodu. Pachniało w nim
benzynom i papierosami. Drażniące zapachy, ale po chwili się do nich
przyzwyczaiłam. Wnętrze limuzyny było wyłożone brunatną i kremową skórą.
Eksperyment jechał szybko i nie próbował nawiązać rozmowy, za to co chwile
patrzył na mnie z wrogością przez wsteczne lusterko. Olałam go i zatopiłam się
w swoich myślach. Czy Dyrektor wiedział, że kłamałam? A może ktoś mnie wydał?
Może ktoś widział jak pomagam Shevie wydostać się z Ośrodka? A ta brązowowłosa
wilkołaczka? Lekarka, która widziała, że nie chce zostawić Eksperymentu? Czy
ona powiedziała coś, co mogło mi zaszkodzić? Mi albo Shevie... I skąd, do
cholery, Christopher znał moje pełne imię? Nawet przyjaciele mówili do mnie
„Isabelle”, w każdych papierach było napisane to imię. „Izabella” można było znaleźć
jedynie na akcie urodzenia i kilku innych starych dokumentach. Czy on umiał
czytać w myślach?
Koniecznie musiałam
pogadać z Aleksandrą .
_________
Pozdrawiam Was Serdecznie ^^
łoooj się rozpisałaś dzisiaj.:) no nieźle ciekawe gdzie ją zawiezie ten przystojniaczek...no bo chyba nie do domu co?? całkiem fajnie się czyta lżej niż ostatnio takie mam wrażenie. ej pytanie do fragmentu :<(pięć było nad a pięć pod powierzchnią ziemi ; im niżej usytuowany był poziom, tym większa była ranga prowadzonego eksperymentu). Na dziesiątym, najniższym piętrze > dlaczego oni numerują piętra od GÓRY? Czyli że najwyższe piętro jest 10? a jest parter? :) tzn nie że się czepiam tylko chciałąm wiedzieć czy to przypadek czy tkwi w tym jakaś głęboka symbolika xD ?
OdpowiedzUsuńKocham cię *u* zajedwabiste :P zaczełas pisać tak lekko i składnie + opisy. Idzie ci to sprawnie i interesująco. Na koniec zawsze zostawiasz taki cusik żeby kusiło do czytania dalej a ty ty niedobra ;* Oj wiesz że jestem twoją wierną fanką więc co tu mówić Agrodytko :D
OdpowiedzUsuńWeny życzę twój wojownik xD
Łaaał, świetne :) Trochę błędów jest, ale czyta się jak książkę. Bardzo mi się podoba i na serio chcę wiedzieć co będzie dalej. No i wreszcie ogarnęłaś się z tą "Agrodytą", a poza tym to mam dla Ciebie zdjęcie z napisem "Afrodyta" na jakimś budynku xD No powodzenia w pisaniu Mała :*
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Kara :D
Chciałąm napisać Czyli że najwyższe piętro jest 1? Pozdrawiam do zobaczenia w ferie xD
OdpowiedzUsuńtak najwyżej jest pierwsze a najniżej dziesiąte ;d a tak mi się usrało i tak jest ;d parteru nie ma xd a to na które wchodziła isabelle, to nad powierzchnią zeimi, to tak jakby 5 ;d
Usuńa kim jestes xd?
uhuhuhuhu, nawet dedykacja dla mnie, ale się ujarałam. <3
OdpowiedzUsuńsłuchaj, może moje zdanie jest nic nieważne ale sposób pisania poprawił ci się MASAKRYCZNIE! :D czyta się płynnie, w końcu wszystko można sobie łatwiutko wyobrazić, używasz trochę ładniejszego słownictwa i wszystko się klei ze sobą. :D Kotku, tylko jedno mam pytanko "Muszę przyznać, iż jest bardzo piękny, nawet jak na elfa i mimo tego, że tworzył wokół siebie aurę lęku." czy mi się zdaje czy nie dokończyłaś tego zdania? albo to "i" wkradło się przypadkiem? bo miałam półminutową rozkminę nad tym zdaniem. :D poza tym, bardzo mi się podoba, pisz dalej i dawaj czadu! :D
Weny życzę potworrnej i żeby notka pojawiła się tak szybko jak Turbo na mecie (nie pytaj, obejrzyj bajkę Turbo! :D).
Kaśka! :*