niedziela, 5 stycznia 2014

3. Wezwanie.



  Notkę dedykuję Kasi, ponieważ ma ona dzisiaj urodziny ;) Jeszcze raz: Wszystkiego Najlepszego Kochana! < 3 Komentujcie i mówcie co wam się nie podoba ^^ 
_______________________ 

 "Boże daj mi siłę bym był w stanie zmienić to, co jestem w stanie zmienić. Pokorę, bym mógł zaakceptować to czego nie mogę zmienić. Oraz mądrość, by jedno z drugim mi się nie p opi epr zyło." ~Stephen King
 _______________________

 Lukas i Peter mieszkali na obrzeżach miasta, więc dojście do centrum zajęło mi pól godziny. Szłam wolno, rozmyślając o Shevie uciekającej do swojej kolonii. Jeśli będzie się poruszała pieszo do gór dotrze nie szybciej niż za pięć dni. Współczułam jej, że samotnie będzie musiała pokonać tak długą drogę, a jednocześnie byłam zła za to, że tak szybko odeszła. Polubiłam ją, a zdobywanie przyjaciół nie było raczej moją mocną stroną...  
 Miasto Nadnaturalnych było zbudowane, tak by z lotu ptaka  swoim kształtem przypominało wielkie oko. Mury obronne były potencjalnymi rzęsami, na samym środku stał monumentalny pałac wykonany z czarnego kamienia- tzw. „Źrenica”, który otaczała tęczówka, czyli budynek, w którym wykonywano eksperymenty. Wokół rozciągały się tysiące budynków mieszkalnych, sklepów, miejsc pracy oraz parków. Instytut był wykonany z szaro-niebieskiego kamienia, którego nazwy nie znałam. Składał się z 10 poziomów ( pięter, z których pięć było nad a pięć pod powierzchnią ziemi ; im niżej usytuowany był poziom, tym większa była ranga prowadzonego eksperymentu). Na dziesiątym, najniższym piętrze znajdowało się Archiwum, do którego dostęp miała jedynie Rodzina Królewska oraz kilku najbardziej zaufanych Księgowych i Dyrektor Instytutu. Plotki mówią, że są tam informacje na temat każdej istoty żyjącej obecnie na ziemi, a także wiele materiałów pochodzących z czasów przed wojną z 2046 r. , z czasów kiedy Ludzie rządzili na tej planecie, a Mroczne Istoty dopiero knuły plany, mające uwolnić ich z cienia, w którym niegdyś żyły.  
 W szkołach uczono nas strzępków historii: mówiono o wojnach jednego gatunku, o tym, iż ludzie zabijali innych Homo Sapiens dla materialnych dóbr, o śmiercionośnych wynalazkach, chemicznych truciznach, bombach. W ciągu sześcioletniego okresu edukacji wpajano nam jak bardzo zły wcześniej był świat oraz jakie to mamy szczęście, że żyjemy w świecie, nad którym władzę sprawują Mroczne Elfy.  Na lekcjach historii uczono nas jacy to ludzie są okrutni i że oczyszczenie z tego zła które w sobie posiada gatunek ludzki można otrzymać jedynie poprzez eksperymenty. Niektórzy się na to nabrali, na początku sami zgłaszali się na ochotników do badań... nadal czasami tak robią. Jednakże zmieniły się ich powody: wcześniej zgłaszali się, by dostać „odkupienie”, stać się kimś lepszym, teraz natomiast robią to by ratować swoje rodziny, swoich przyjaciół... robią wszystko, co trzeba, często przy tym umierając, by ratować bliskich.
  Nigdy nie wierzyłam w to, co od ósmego do czternastego roku życia próbowali mi wpoić. Do dzisiaj pamiętam tą złość na twarzy wampira, który nauczał moją klasę historii, kiedy na zajęciach zakwestionowałam nieskazitelność dobroci Mrocznych Elfów. Nawet dokładnie nie pamiętam, do czego się wtedy przyczepiłam. Ale jego krzyki, jego furia, nienawiść do mnie przez kolejne lata edukacji... tego nie zapomnę nigdy. 
 W tej właśnie chwili doszłam do jednych z pięciu wejść Ośrodka. Nad dwuskrzydłowymi drzwiami z grubego metalu widniał napis „ WEJŚCIE DLA PERSONELU podaj swój numer lub/i pełne nazwisko”. Stanęłam trochę bliżej wejścia i głośno zameldowałam:
-Eksperyment numer siedem. Isabelle Brandson.
Po kilku sekundach drzwi automatycznie się otworzyły a ja weszłam do środka. Hol był dość duży. Stało tu kilka kanap, dwa wielkie telewizory umieszczone na przeciwległych ścianach oraz pięć automatów z napojami. Naprzeciwko wejścia znajdowała się długa lada, za którą stała młoda dziewczyna. Była to Katy, recepcjonista zatrudniona dwa lata przede mną, była w porządku i jako jednej z nielicznych osób w tym wielkim budynku i chyba ogólnie na świecie, ufałam jej. Była miła, sympatyczna, zawsze uśmiechnięta, nie przejmowała się zdaniem innych oraz podobnie jak ja nienawidziła całego tego gówna, które nas otaczało. Kath była Udanym Eksperymentem. Miała oczy w barwie morskiego błękitu i włosy tego samego koloru. Pod długimi niebieskimi falami jej włosów, które się gały do końca pleców, na szyi widać było skrzela. Na wewnętrznej stronie obu rąk od nadgarstków do łokci lśniły turkusowe łuski. Była dwa, może trzy centymetry wyższa ode mnie. Wiedziałam, że ma wszczepione komórki: syreny, żywiołaka wody oraz czarodzieja. Jednakże z tymi ostatnimi słabo sobie radziła, nie mogła bowiem opanować zbyt silnej mocy, która została jej wszczepiona. Gdy tylko mnie ujrzała na jej bladej twarzy, silnie kontrastującej z otaczającą ją niebieską barwą, wykwitł szeroki uśmiech.
- Cześć Izzy- wyszczebiotała wysokim melodyjnym głosikiem- marna sprawa nie? Ten cały alarm i w ogóle... Pytałam o to kilkadziesiąt osób, ale nikt nic nie chce mówić. –Pokręciła tylko głową i spojrzała na mnie z nadzieją, że będę kontynuowała rozmowę. 
  Jednak nie miałam najmniejszej ochoty na ploteczki, więc odpowiedziałam beznamiętnie:
-Cześć. Tak, masz rację Katy, to straszne.
 Spochmurniała jej trochę mina, ale przyzwyczajona już trochę do moich humorów, uśmiechała się przyjaźnie i wręczyła mi przepustkę.
 Przepustką nazywamy w Ośrodku małą plakietkę, służącą do otwierania przypisanych nam pomieszczeń. Niektórzy mają wielkie gabinety z oknami i mnóstwem rzeczy osobistych. Ja – średniej wielkości pokój z kanapą i mahoniowym stolikiem do kawy.
 Przypominam, że całe wnętrze Instytutu jest białe. Białe meble, białe ściany, białe uniformy Lekarzy i Pielęgniarzy. Wszystko w różnych odcieniach białego.
 Nienawidzę tego koloru.   
  Wyszłam z holu, przeszłam kilkanaście metrów szerokiego na prawie pięć metrów korytarza i skręciłam w lewo. Wchodząc na szczyt schodów wyłożonych białymi kafelkami usłyszałam z dołu krzyk:
-  Siedem! Brandson! 
- Tak? – odwróciłam się do nieznajomej postaci.
 Był to mężczyzna w średnim wieku, na mój gust około czterdziestodwuletni. Miał krótkie siwe włosy lekko zaczesane do tyłu, miał niecałe dwa metry wzrostu i był bardzo blady. Miał na sobie eleganckie buty z czubem, spodnie, koszulę zapinaną na guziki i marynarkę – wszystko czarne. Jego strój zdradzał, że musi być to ktoś wysoko postawiony. Choć wyglądał jak zwyczajny facet na pewno nim nie był. Na Udany Eksperyment też raczej nie wyglądał. A w sposobie w jaki się poruszał było coś, co przyprawiało mnie o ciarki na plecach.  
 - Christopher prosi cię do siebie. – Odwrócił się ode mnie i ruszył przed siebie, nie patrząc nawet czy idę za nim. Bez namysłu zbiegłam ze schodów i podążyłam jasnym korytarzem w stronę Biura Głównego. Po drodze zastanawiałam się, co takiego może ode mnie chcieć Dyrektor Instytutu.  
 Gdy doszliśmy na miejsce, mój przewodnik otworzył mi drzwi. Jego czyn zaskoczył mnie tak bardzo, że nie wiedziałam co właśnie miałam zrobić. Dopiero, gdy mężczyzna głośno odchrząknął, weszłam do środka. Pierwszy raz byłam w tym pomieszczeniu. Było ono mniej więcej rozmiarów holu wejściowego. Wszystkie ściany pomalowano na kolor czarny. Za to meble były w takim samym, rażącym odcieniu bieli. Pod trzema ścianami stały różnej wysokości regały wypełnione księgami i różnymi papierami. W pokoju nie było żadnych okien ani lamp, jedynym źródłem światła był wielki żyrandol wykonany z kolorowych drogocennych kamieni, na którym pomarańczowym światłem jarzyło się kilkadziesiąt małych świec. Pod żyrandolem stało wielkie puste biurko, za którym siedział mężczyzna.
 - Dziękuję Dimitry, możesz już odejść. – Dyrektor miał niski, mocny głos i choć nie mówił głośno, jego słowa rozbrzmiały w całym pomieszczeniu.
 Dimitry wychodząc, zamknął za sobą drzwi. Zostałam sam na sam z wysokim elfem. Mężczyzna oparł brodę na dłoniach. Jego łokcie spoczywały na krańcu biurka. Był rozluźniony i z ciekawością w swoich niebieskich, dużych oczach patrzył się na mnie. A raczej przeszywał mnie wzrokiem, wydawało mi się, że on nie patrzy na mnie, tylko... tylko gdzieś w głąb mnie. Już myślałam, że po prostu tylko będzie się na mnie gapił i w tym właśnie momencie się odezwał:
- Eksperyment 7, miło mi cię poznać. Dużo o tobie słyszałem. Jesteś- zamyślił się- interesującym przypadkiem. 
 Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Byłam za bardzo przerażona zarówno jego słowami, jak i samą jego obecnością. Chciałam odwrócić wzrok od jego jasnej twarzy, lecz nie mogłam.
 Muszę przyznać, iż jest bardzo piękny, nawet jak na elfa i mimo tego, że tworzył wokół siebie aurę lęku. Miał ostro zarysowane kości policzkowe oraz zgrabny nos. Czarne brwi podkreślały bladość jego skóry. Białe włosy,  zaczesane do tyłu sięgały mu do połowy pleców, a krótsze dwa pasma okalające twarz- do obojczyków. Spod nich wystawały mu szpiczaste uszy. Wygląda dość młodo, osiemnaście, może dziewiętnaście lat... zapewne jednak miał o wiele, wiele więcej.
- Mam do ciebie kila pytań. Usiądź. – Nagle naprzeciwko niego pojawił się biały fotel. Podeszłam do niego, czując miękkość w kolanach. Ostrożnie usiadłam na skraju fotela. Był miękki i bardzo wygodny, ale po prostu bałam się usiąść dalej...
- Co wiesz na temat Eksperymentu 600? Sheva Ciro. Byłaś przy niej, kiedy ogłoszono alarm. – Dyrektor miał nieodgadniony wyraz twarzy.
 - Ja... – głos mi się załamał, jednak próbowałam ukryć zdenerwowanie. – Nie mam o niej bladego pojęcia. Pamiętam tylko jak wyglądała... ciemne włosy...
- Wiem jak wyglądał ten Eksperyment – przerwał mi. Aż skuliłam się, słysząc stanowczość w jego głosie. 
- Nic innego o niej nie wiem. A- a skąd te pytania? Umarła? – próbowałam jak najlepiej odegrać swoją rolę- nie wydam Shevy. Nie wiem czemu, ale coś podpowiadało mi, że postąpiłabym bardzo źle, mówiąc, że pomogłam jej w ucieczce. Nie chodzi nawet o to, iż zaszkodziłabym sobie... Intuicja mówiła mi, że sprawa mojej znajomej jest o wiele bardziej złożona niż myślę.
- Nie wiem. Nie ma jej. Prawdopodobnie uciekła. Lekarze będący przy operacji, zeznali, że gdy opuszczali salę, Eksperyment był konający. Ta dziewczyna nie była w stanie sama chodzić, nie mówiąc już o ucieczce. Ktoś musiał jej pomóc.
 Starałam się wyglądać na zaskoczoną i wstrząśniętą jego słowami.
- To okropne... Nie mam pojęcia, jak do tego mogło dość. Ona była taka słaba, jej ból tak silny. – Wzdrygnęłam się na wspomnienie wrzynających się w moje nerwy impulsów zimna i ciepła. – Wybiegłam z Sali kilka sekund po Doktorach, ona wtedy jeszcze leżała na swoim łóżku.
 Im więcej kłamałam, tym bardziej się denerwowałam. Miałam spocone dłonie, a kolana strasznie mi się trzęsły. Byłam bardzo szczerą osobą i kłamanie komuś w żywe oczy było dla mnie trudne. Kiedy tą osobą był Christopher, zadanie to stawało się sto razy trudniejsze.  
- Bo widzisz... – usiadł wygodnie na swoim krześle – ta dziewczyna ma coś, co jest nam bardzo potrzebne. Rzecz, która nie może trafić w niewłaściwe ręce.
- Niestety, nie mam pojęcia o co może chodzić, ani gdzie jest Eksperyment- przynajmniej tym razem powiedziałam prawdę. Tylko co tak ważnego miała Sheva? Z tego co pamiętam nie miała przy sobie zupełnie niczego... a może się myliłam? Może, nawet umierając, starała się coś ukryć?
- Rozumiem.- Dyrektor skinął głową i lekko zmrużył swoje błękitne oczy. – Jeśli jednak wiedziałabyś coś na temat dziewczyny lub gdyby w jakiś sposób skontaktowała się z tobą, proszę, powiadom mnie o tym.
- O-oczywieściee... Tylko dlaczego miałaby się kontaktować właśnie ze mną? – położyłam nacisk na ostatnie słowa.
  Nic nie odpowiedział tylko się zaśmiał. Naprawdę się zaśmiał. I nie był to przerażający, złowieszczy śmiech, tylko taki zwykły melodyjny.
- Jesteś wolna. Dziś nie musisz siedzieć na dyżurze, możesz wrócić do domu. Przed Instytutem będzie czekał na ciebie transport. Do zobaczenia, Isabello. – Uśmiechnął się, a w kącikach jego oczu pojawiły się maleńkie zmarszczki. Gestem ręki nakazał, że mogę już odejść.
 Wstałam z fotela, a gdy tylko to zrobiłam, mebel znikł. Podążyłam szybko w stronę drzwi, jednak wszystkie mięśnie miałam napięte. Szłam mechanicznie, jak nienaoliwiony robot. Kiedy już stała w progu, coś podkusiło mnie, aby się odwróciła. Christopher wciąż na mnie patrzył, a w kącikach jego ust nadal błąkał się ten dziwny uśmiech. Jak najszybciej zamknęłam  drzwi i oddaliłam się od tego pomieszczenia, tak bardzo odbiegającego od bieli i sterylności reszty Ośrodka. W Biurze Głównym było przytulnie i ciepło, w powietrzu unosiła się lekka woń świec, kadzideł i pergaminu. Dopiero teraz, gdy moje emocje trochę opadły, udało mi się dostrzec te szczegóły. Czułam się nieswojo znowu wchodząc w biel i sterylność Ośrodka.  
  Wyszłam z Instytutu i zaczęłam iść w stronę wyjścia z miasta.
- Isabelle Brandson! – Usłyszałam jak ktoś krzyczy za moimi plecami i odwróciłam się do źródła głosu.
 Jakieś 10 m za mną, koło czarnej limuzyny stał chłopak. Wyglądał na dwadzieścia kilka lat, był mniej więcej mojego wzrostu. Za duży garnitur wisiał na nim jak na kukle, a jego szary kolor podkreślał cienie na twarzy szofera. Miał potargane fioletowe włosy i czerwone oczy, bez białek ani źrenic. Wyglądał przerażająco.
- Mam cie zabrać. Wsiadaj.
 Nogi ugięły się pode mną, lecz zdołałam utrzymać równowagę. Chciał mnie zabrać... porwać? Ale po co? Gdzie? Tak w środku dnia... I nagle przypomniałam sobie moją wcześniejszą rozmowę. „Przed Instytutem będzie czekał na ciebie transport. Do zobaczenia, Isabello.” . Christopher wspominał, że załatwił mi podwózkę, ale wtedy to zignorowałam, bo myślałam, że po prostu się ze mnie nabija. Ten człowiek cały czas mnie zaskakuje. Z niepokojem w sercu weszłam do samochodu. Pachniało w nim benzynom i papierosami. Drażniące zapachy, ale po chwili się do nich przyzwyczaiłam. Wnętrze limuzyny było wyłożone brunatną i kremową skórą. Eksperyment jechał szybko i nie próbował nawiązać rozmowy, za to co chwile patrzył na mnie z wrogością przez wsteczne lusterko. Olałam go i zatopiłam się w swoich myślach. Czy Dyrektor wiedział, że kłamałam? A może ktoś mnie wydał? Może ktoś widział jak pomagam Shevie wydostać się z Ośrodka? A ta brązowowłosa wilkołaczka? Lekarka, która widziała, że nie chce zostawić Eksperymentu? Czy ona powiedziała coś, co mogło mi zaszkodzić? Mi albo Shevie... I skąd, do cholery, Christopher znał moje pełne imię? Nawet przyjaciele mówili do mnie „Isabelle”, w każdych papierach było napisane to imię. „Izabella” można było znaleźć jedynie na akcie urodzenia i kilku innych starych dokumentach. Czy on umiał czytać w myślach? 
 Koniecznie musiałam pogadać z Aleksandrą .   
_________ 
Pozdrawiam Was Serdecznie ^^ 

6 komentarzy:

  1. łoooj się rozpisałaś dzisiaj.:) no nieźle ciekawe gdzie ją zawiezie ten przystojniaczek...no bo chyba nie do domu co?? całkiem fajnie się czyta lżej niż ostatnio takie mam wrażenie. ej pytanie do fragmentu :<(pięć było nad a pięć pod powierzchnią ziemi ; im niżej usytuowany był poziom, tym większa była ranga prowadzonego eksperymentu). Na dziesiątym, najniższym piętrze > dlaczego oni numerują piętra od GÓRY? Czyli że najwyższe piętro jest 10? a jest parter? :) tzn nie że się czepiam tylko chciałąm wiedzieć czy to przypadek czy tkwi w tym jakaś głęboka symbolika xD ?

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham cię *u* zajedwabiste :P zaczełas pisać tak lekko i składnie + opisy. Idzie ci to sprawnie i interesująco. Na koniec zawsze zostawiasz taki cusik żeby kusiło do czytania dalej a ty ty niedobra ;* Oj wiesz że jestem twoją wierną fanką więc co tu mówić Agrodytko :D
    Weny życzę twój wojownik xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Łaaał, świetne :) Trochę błędów jest, ale czyta się jak książkę. Bardzo mi się podoba i na serio chcę wiedzieć co będzie dalej. No i wreszcie ogarnęłaś się z tą "Agrodytą", a poza tym to mam dla Ciebie zdjęcie z napisem "Afrodyta" na jakimś budynku xD No powodzenia w pisaniu Mała :*
    Pozdrawiam,
    Kara :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Chciałąm napisać Czyli że najwyższe piętro jest 1? Pozdrawiam do zobaczenia w ferie xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak najwyżej jest pierwsze a najniżej dziesiąte ;d a tak mi się usrało i tak jest ;d parteru nie ma xd a to na które wchodziła isabelle, to nad powierzchnią zeimi, to tak jakby 5 ;d
      a kim jestes xd?

      Usuń
  5. uhuhuhuhu, nawet dedykacja dla mnie, ale się ujarałam. <3
    słuchaj, może moje zdanie jest nic nieważne ale sposób pisania poprawił ci się MASAKRYCZNIE! :D czyta się płynnie, w końcu wszystko można sobie łatwiutko wyobrazić, używasz trochę ładniejszego słownictwa i wszystko się klei ze sobą. :D Kotku, tylko jedno mam pytanko "Muszę przyznać, iż jest bardzo piękny, nawet jak na elfa i mimo tego, że tworzył wokół siebie aurę lęku." czy mi się zdaje czy nie dokończyłaś tego zdania? albo to "i" wkradło się przypadkiem? bo miałam półminutową rozkminę nad tym zdaniem. :D poza tym, bardzo mi się podoba, pisz dalej i dawaj czadu! :D
    Weny życzę potworrnej i żeby notka pojawiła się tak szybko jak Turbo na mecie (nie pytaj, obejrzyj bajkę Turbo! :D).
    Kaśka! :*

    OdpowiedzUsuń