poniedziałek, 3 lutego 2014

4.Królowa

Siema! Od razu mówię, że notka mi się nie podoba ;/ więc nie wymagam, żeby podobała się wam ;) ale mam nadzieję, że wytrwacie do końca no i liczę na szczere komentarze ^^

____________________


"Świat nie jest okropny, ale jest pełen okropnych ludzi." 
______________________



- ... dziewucha coś wie, może nam wszystkim zagrozić. – dobiegł do moich uszu jakiś nieznany głos. Słychać było, że mężczyzna jest czymś bardzo poirytowany. 
- Skończ te wywody Diego. Budzi się. – Tym razem słowa wypowiadała kobieta. Choć ton jej głosu był o wiele wyższy od mężczyzny to z jej wypowiedzi biła większa moc. Poczułam wokół siebie jakieś dziwne napięcie.
 Gdzie ja w ogóle jestem? Powinnam być w domu... ale... Przejechałam palcem po podłodze na której leżałam. Skała z której była ona wykonana miała idealnie gładką powierzchnię .
 Co robiłam przed straceniem przytomności? ... limuzyna! Fioletowowłosy szofer miał mnie odwieść do domu, a potem... pustka. To pewnie sprawka Christophera. Skoro nie udało mu się uzyskać ode mnie żadnych przydatnych informacji to postanowił oddać mnie w ręce... Właściwie to kogo?
- Wstawaj, Isabelle, wiem, że nie śpisz. – Znowu ten kobiecy głos. Tym razem brzmiał groźniej niż wcześniej. Aż przeszły mi ciarki po plecach.
 Mimowolnie, po omacku podniosłam się i stanęłam naprzeciwko źródła głosu. Dopiero potem otworzyłam oczy.   
  Znajdowałam się w ogromnej kwadratowej Sali, w której wszystkie ściany były wykonane z kamienia o piaskowo-złotym zabarwieniu. Sklepienie było tak wysoko, że aby je zobaczyć musiałam odchylić głowę do tyłu o duży stopień. Na każdej ze ścian, z wyjątkiem tej za moimi plecami z mosiężnymi wrotami,  znajdowało się okno zajmujące 1/3 jej powierzchni. Każde z nich wypełnione było kolorowymi witrażami i u góry zakończone półkolistym łukiem. 
 Kilka kroków przede mną, dokładnie na środku pomieszczenia, znajdował się czarny tron wysadzany rubinami i diamentami. Siedziała na nim Królowa. Z każdej strony otaczała ją para poddanych. Z lewej był to mężczyzna wysoki na dwa metry z krótkimi czarnymi włosami i zielonymi oczami. Od prawej strony czoła do lewej strony szczęki ciągnęła się stara, szpecąca blizna. Nawet pod jego czarną, luźną szatą dało się dostrzec mięśnie. Był przerażający. Jakieś dwa metry dalej stał typowy strażnik: szare buty, spodnie, koszula z emblematem w kształcie oka i obojętny wyraz twarzy. Jedyne co go wyróżniało to pomarańczowe włosy, sięgające temu również dwumetrowemu mężczyźnie, do kolan oraz fioletowe tęczówki oczu. Natomiast po prawej stronie władczyni stała młoda dziewczyna. Była pewnie w moim wieku, może rok starsza i chyba też podobnego wzrostu. Miała idealnie proste blond włosy, sięgające do połowy pleców, której gdzieniegdzie poprzeplatane były srebrnymi pasami. Ubrana tylko w czarny stanik oraz spódniczkę, do połowy ud, tego samego koloru. Patrzyła na mnie pogardliwie swoimi dużymi oczami, w których czarną tęczówkę od źrenicy oddzielał jedynie wąski srebrny pasek oraz uśmiechała się ironicznie. Miała jasną cerę, lekkie rumieńce na policzkach i pełne, różowe usta. Była oszołamiająco piękna, lecz coś w jej postawie mówiło, że jest równie niebezpieczna. W pewnej chwili wydawało mi się, że jej oczy z czarnych zmieniły kolor najpierw na turkusowy a potem czerwony. Ale może to tylko moje urojenia? Skutek czegoś co mi podali, aby mnie uśpić. Bo na pewno tak było. Ledwo się ruszałam, a w głowie mi huczało. Dalej na prawo stał kolejny strażnik, podobny do poprzedniego, jednakże ten był łysy i miał brązowe oczy.  
 Królowa chyba zirytowała się tym, że nie zwracam na nią uwagi, ponieważ odchrząknęła znacząco i od razu, nie czekając na moją reakcję, przemówiła:
- Witamy cię w Źrenicy. Masz zaszczyt spotkania się ze mną oraz z moimi najbliższymi przyjaciółmi. To Diego, przywódca armii królewskiej- lekko uniosła lewą dłoń, wskazując na mężczyznę ze szramą na twarzy, który popatrzył na nią z uwielbieniem w zielonych oczach. – A to Mirmain. – blondynka ostentacyjnie ją olała i nadal wpatrywała się we mnie. W jej spojrzeniu było coś lodowatego, nieprzyjemnego. I skąd miała tyle odwagi, by zignorować samą Królową? -  Jednakże myślę, że formalności możemy pominąć, nieprawdaż? Obje jesteśmy zmęczone po ciężkim dniu, więc obiecuję ci: jeśli będziesz współpracowała, jeszcze dzisiaj znajdziesz się we własnym domu.      
 Od razu na myśl nasuwało mi się pytanie: a co jeśli nie? Co mnie czeka, jeśli nie będę chciała z nią współpracować? Nie miałam odwagi o to zapytać. 
 Przez cały swój monolog Królowa była bardzo spokojna. Nie okazywała żadnych uczuć, nawet na chwile nie załamał jej się głos. Gdy nic nie mówiła wyglądała jak posąg. Ubrana była w granatową, prostą suknię ze lśniącego materiału, zasłaniającą całe nogi . Chude ramiona były odkryte, strój nie miał nawet cienkich ramiączek, a długie gołe ręce spoczywały na oparciach tronu. Głowę miała dumnie uniesioną, usta pomalowane krwisto czerwoną szminką, oczy z tęczówkami tego samego koloru patrzyły obojętnie. Jej pociągła twarz, tak samo jak reszta ciała, była bardzo blada, co niezmiernie kontrastowało z czarnymi lokami sięgającymi niemal do pasa. W burzy pasm jej włosów dało się dostrzec zarys szpiczastych uszu – charakterystycznych dla Elfów.
- Porozmawiajmy więc o twojej przyjaciółce. Sheva Ciro. Gdzie się ukrywa? – Zaskoczyła mnie jej bezpośredniość, jednak starałam się udawać twardą i od razu zaprotestowałam:
- To nie moja przyjaciółka... – Ku memu zaskoczeniu, mój głos był bardzo cichy i słaby.
- Nie kłam. – Pierwszy raz w głosie Królowej słychać było jakieś uczucie. Groźba... tak. W tych dwóch słowach czaiła się groźba.
- Nie mam pojęcia, gdzie ona teraz jest, Królowo. – Tym razem mój głos brzmiał prawie normalnie, oprócz tego, że był trochę zniekształcony przez narastający we mnie strach. Dziwne...
- Rozumiem. Jednakże przyznajesz się do tego, iż pomogłaś tej zdrajczyni w ucieczce?
- Nie... – słowa ledwo wydobyły się z mojego gardła.
 Moja rozmówczyni spojrzała w lewo i wyszeptała jedno słowo:
-Diego.
 Przez moje ciało nagle przeszedł niewyobrażalnie mocny impuls bólu, który powalił mnie na kolana. Wiedziałam, że ciału nic poważnego się nie stanie, ze względu na umiejętności regenerujące, które posiadałam. Nie byłam jednak w stanie ani trochę złagodzić bólu.
- Wystarczy. – Nic. – Diego! – Królowa tylko nieznacznie podniosła głos, jednak moje cierpienie od razu minęło. Spojrzałam na czarnowłosego mężczyznę. Uśmiechał się do mnie przerażająco, z obłędem i satysfakcją czająca się w zielonych oczach. A więc to on wywołał to uczucie. Narósł we mnie gniew, jednak jedyne co byłam w stanie w obecnej sytuacji zrobić to ponownie stanąć na nogi.
- Silna jesteś – grubym głosem odezwał się mój dręczyciel. – Większość osób po takiej dawce prądu już nie wstaje.
 A więc poraził mnie...
- Pomogłaś jej uciec. Co potem? Znałaś ją wcześniej? O czym ci opowiadała? – Królowa nie dała mi nawet sekundy na pozbieranie się, lub chociaż ponarzekanie w myślach.
- Mówiłam już Dyrektorowi Ośrodka. Nie mam pojęcia gdzie jest, co planuje, ani nawet kim dokładnie jest. Nie pomogłam jej i o niczym z nią nie rozmawiałam. – Podczas wypowiadania ostatniego zdania mój głos znowu znacznie osłabł.
- Ah tak, Christopher. Wydaje mi się, że on jest nieco – przerwała i uśmiechnęła się, co było dla mnie strasznie zaskakujące, a kolejne słowa wypowiedziała z nutą rozbawienia - za bardzo pobłażliwy dla ciebie. I widzisz, nie tylko ty masz niesamowitą moc. Ja także taką posiada. – Spojrzała na mnie z góry, widać było, że rozpiera ją duma z samej siebie. – Potrafię rozpoznać kiedy ktoś kłamie.
 Poczułam się jakby uderzyła mnie pięścią w brzuch. Nie mogłam nic zrobić. Nie mogłam kłamać, nie byłam w stanie przed nią uciec. Musiałam się poddać. 
- Jak zapewne wspomniał ci już Christopher, - sama myśl o tym zasrańcu, który wydał mnie Królowej, przyprawiała mnie o mdłości- ona ma coś ważnego, coś bardzo ważnego DLA MNIE, jak i dla całego królestwa. –Przerwała by dotknąć smukłą dłonią medalika, który spoczywał pod jej szyją. Mogłabym przysiąc ,iż jeszcze chwilę temu go nie miała. Był to zwykły, srebrny medalik w kształcie koła o średnicy nie większej niż trzy centymetry. Jeden z tych, które można było otworzyć by wsadzić do środka zdjęcie kogoś bliskiego lub pukiel włosów ukochanej osoby. – Obecnym priorytetem jest schwytanie jej. I jeśli masz jakiekolwiek informacje, nakazuję ci je niezwłocznie wyjawić.
- Ja naprawdę nic... – z moich ust wydobył się nieznaczny szept. Znów zawładną mną ból, tym razem dwa razy silniejszy niż poprzedni. Przed oczami mi pociemniało. Usłyszałam jak moje ciało upada na kamienną podłogę, a następnie zniesmaczony głos Królowej:
- Mirmain, zajmij się nią. Ma powiedzieć wszystko, co wie. Możesz zrobić z nią, co tylko chcesz.
- Z przyjemnością. – Usłyszałam łagodny głos dziewczyny, w którym czaił się przebłysk czegoś okrutnego. W moją stronę zaczęła kierować się para bosych stóp.
- Ach, i jeszcze jedno: ona ma żyć. – Królowa znowu była całkowicie obojętna.
 Dźwięk zbliżających się kroków na chwilę ucichł, usłyszałam pełne irytacji i zawodu westchnienie. Następnie na prawym przedramieniu poczułam zimną, chudą dłoń i rząd długich, ostrych paznokci.
- Czeka nas niezła zabawa. – Chociaż jej nie widziałam, to wiedziałam, że nastolatka się uśmiecha.  
 Gdy tylko wyszłyśmy z sali moc Diega przestała działać. Natomiast blondyna nie myślała, o rozluźnieniu swojego uścisku. Po prawej ręce spłynęło mi pięć małych strużek krwi. Nic nie widziałam, ponieważ oczy miałam przewiązane opaską. Jednak po jakiś pięciu minutach marszu zawiłymi korytarzami zaczęłyśmy schodzić w dół równie krętymi schodami. Pewnie zamkną mnie w jakiś lochach i poczekają, aż... co? Umrę z głosu? Pragnienia? Będę tak wyczerpana, że wszystko im wyśpiewam? Kto wie... taka wersja wydarzeń jest bardzo prawdopodobna. 
 W końcu stanęłyśmy. Dziewczyna kopnęła mnie w plecy tak mocno, że odleciałam od niej na kilka metrów i runęłam na podłogę. Opaska niespodziewanie znikła, a moim oczom ukazała się mała, brudna cela z szarego kamienia o wymiarach mniej więcej 3x4 m.. Czarnooka stała w korytarzu, równie obleśnym jak pomieszczenie, w którym się znajdowałam, kilka metrów ode mnie. Jej jasną twarz oświetlały, znajdujące się na ścianie za nią, umieszczone mniej więcej co metr, pochodnie. Rzucały one na jej drobną sylwetkę cienie, które dodawały dziewczynie aurę wrogości, której i tak jej nie brakowało. Na jej różowych, pełnych ustach nieustannie błąkał się złowrogi uśmieszek.    
~*~
 Bolało mnie całe ciało i jednocześnie każda z jego części osobno. Każda kończyna bolała inaczej, jednak nie mniej ani nie więcej. Z moją zdolnością do regeneracji nie byłoby to takie straszne, gdyby nie docinki mojego kata. „Dlaczego z tego miejsca leje się mniej krwi niż z tamtego?” , „na brzuchu rany goją ci się o wiele szybciej niż na szyi, wiesz?” , „ to jest bez sensu cały czas coś ci robię, a ty po trzech minutach i tak się sama leczysz... o już po czterech!” . Idiotka miała rację, uzdrawiałam się coraz wolniej, co było równoznaczne z tym, że jestem coraz słabsza. Z tego co mówiła blondyna byłam tu dokładnie dziewięć godzin i czterdzieści dwie minuty. Psychopatka liczyła czas i co dwadzieścia minut dawała mi chwilę wytchnienia, bo jak to sympatycznie ujęła „im bardziej się wyleczysz, tym będziemy miały więcej zabawy!” . Najgorsze było to, iż nie umiałam powstrzymać procesu odbudowy komórek, po prostu regenerowały się, bez mojej ingerencji albo chociażby chęci. Łatwiej by było gdyby mnie zabiła...
- Ups, chyba ciutkę podarłam twoje ubrania – wyszczebiotała, bez chociażby odrobiny żalu, czy współczucia. 
 Z wielkim wysiłkiem, lekko rozchyliłam posklejane zaschniętą krwią i potem powieki. Rzeczywiście, z wyjątkiem bielizny, która zmieniła swój kolor z bieli na szkarłat, pod wpływem krwi i kilku skrawków materiału, leżących na moim ciele, nie miałam już na sobie żadnych ubrań.
 Przez kilka sekund nie czułam żadnego nowego bólu, więc spojrzałam w stronę mojej oprawczyni. Była naprawdę śliczna, do tego niesamowicie zgrabna i miała w sobie taki rodzaj pewności siebie, że zapewnie przyciągała wzrok każdego przechodzącego obok niej faceta. Patrzyła na mnie z teatralną zadumą na rumianej twarzy. Udając, iż nad czymś rozmyśla, bawiła się beztrosko długim na cztery metry, grubym sznurem z jakiś dziwnych wodorostów, pokrytych kolcami, który wcześniej wyrósł prosto z jej nadgarstka i nadal przyczepiony był do jej opalonej skóry. Tym właśnie narzędziem biła mnie przez ostatnie kilka godzin.
 - Nie jesteś ładna... oceniłabym cię jako nisko pod przeciętną skalą urody. Nie wiem jak możesz się komukolwiek podobać. Nie rozumiem jak on... – jej zimne, czarne oczy na sekundę złagodniały, by ponownie przybrać swój dziki wyraz. – Mniejsza z tym, kontynuujmy naszą małą grę. A więc tak: ja teraz zmienię mój bat na tuzin scyzoryków i będę cię rzucała nimi dopóki mi nie powiesz wszystkiego, co wiesz, ok.? – Nie mogłam już znieść tego jej słodkiego tonu. Na ogół wkurzała mnie przesadna słodkość w ludziach, ale w takiej sytuacji... to było więcej, niż mogłam znieść. Docinki plus noże, które znikąd pojawiły się i zaczęły lewitować w powietrzu – to było dla mnie za dużo.
 Sterowany jedynie wzrokiem Mirmain, ostry kunai zbliżył się z dużą szybkością, wyrwał duży płat skóry z mojego nagiego ramienia, a następnie wrócił do swojej właścicielki. Dziewczyna roześmiał się, słysząc jęk bólu, który odbił się od ścian obskurnej piwnicy.
~*~
 Po serii dwudziestu jeden uderzeń, w chwili gdy wszystkie noże zostały w moim ciele, nie wracając do dziewczyny, ich posiadaczka ponownie się odezwała. 
- Znudziłaś mi się. Przestałaś krzyczeć i jęczeć. Czemu? – Zrobiła minę urażonego dziecka i wbiła we mnie spojrzenie zaciekawionych, czarnych oczu.
- Może dlatego, że już nie mam siły? – Moja moc się już wyczerpała. Leżałam w, nieustannie powiększającej się, kałuży szkarłatnej krwi. A ostrza powbijane w różne części ciała, zadawały mi coraz większy ból, z każdym nowo pobranym oddechem.  
- Zadziwiające. Tak bardzo chcesz chronić sekrety swojej przyjaciółeczki, osoby o której wiesz tyle, ile ja wiem o fizyce kwantowej, że znosisz te wszystkie tortury? To jest zupełnie bez sensu. – Dopiero drugi raz dostrzegłam u blondynki cień normalnego uczucia.
- Mówiłam już Królowej, że nie mam pojęcia, gdzie ona jest. Nie wiem po co wy mnie tu jeszcze trzymacie.
- Władczyni sądzi, że ukrywasz coś ważnego, ja natomiast po prostu lubię się znęcać nad takimi jak ty- oznajmiła z obojętnym wyrazem twarzy.
- Czyli nad normalnymi istotami. Sądzę, że masz jakieś zaburzenia psychiczne, byłaś z tym u lekarza?
 Nie mam pojęcia jak w takiej sytuacji mogłam się zdobyć na chociażby cień sarkazmu. Chyba po prostu nienawiść do stojącej przede mną nastolatki, była większa niż ból, który odczuwałam.  Co nie zmieniało faktu, że ona rzeczywiście jest nieźle walnięta.
- A więc, co ukrywasz?
 Nic jej nie powiem, nic jej nie powiem, nic jej nie powiem – trzymałam się tej jednej sentencji jak koła ratunkowego, które chroniło mnie przed zatonięciem...
- Masz jeszcze trzy sekundy, jeśli nie udzielisz mi odpowiedzi – sprawię, że naprawdę będziesz cierpiała.
 „Naprawdę” ? Więc to, przez co przechodziłam przez ostatnie godziny, było tylko rozgrzewką przed prawdziwym piekłem? Co ona jeszcze może mi zrobić? 
- Jeden – zaczęła odliczać.
 Przecież większego bólu fizycznego nie może mi zadać.
- Dwa.
 A może zamierza teraz zmienić się z Diegiem. Albo tym razem Christopher pragnie się nade mną poznęcać... głupi Dyrektor Instytutu... Lub sama Królowa chce mnie wykończyć!
- Trzy.
 Mirmain uśmiechnęła się.
 Przed moimi oczami zaczęły się pojawiać różne tragiczne sceny. Rodzinny dom płonie, a ze środka wydobywają się płaczliwe krzyki uwięzionych dziadków. Diego wbija nóż w pierś Jamesa. Mirmain podcina gardło Aleksandrze. Mama wisi na drzewie, z obwiązanym wokół szyi grubym sznurem...
- Przestań proszę, przestań. BŁAGAM. Niech to się skończy. Nie, nie nie nie. – Ktoś przez łzy wyjękiwał te słowa, jednak głos był tak daleki, iż ledwo go słyszałam. Znałam ten głos. To byłam ja. 
 Przed czyimiś oczami. Moimi oczami. Pojawiła się ciemność. Nie było nic widać. Słyszałam tylko krzyki.
- Mamo... – szloch. – Aleks...
- Natychmiast przestań! – Przez błagalne okrzyki moich bliskich przebił się nowy, męski głos. Był on mniej rzeczywisty niż błagania o pomoc mojej rodziny, jednak znajomy. Jednakże nie mogłam dokładnie określić do kogo należał.
 Obrazy znowu się pojawiły. Królowa skazuje Shevę na śmierć, ktoś spycha mamę z klifu.
- Nie. – Usłyszałam stanowczą odmowę Mirmain, której głos przebił się przez trzaski ognia, spowijającego całą kolonie nad morzem. Jednak w tym głosie było coś nowego. Skrucha? Wina? A może tylko mi się przesłyszało. 
 Wizje ponownie znikły. Była ciemność. Żadnych krzyków. Jedynie napierająca na mnie z każdej strony czerń. 
 Spróbowałam otworzyć oczy. Nic. Znowu. Nic... Kolejny raz.
 Tak!
 Zobaczyłam zarys dwóch sylwetek. Mniejsza obejmowała za szyję tą większą. Mniejsza patrzyła na większą, a tamta zaś na mnie. Mniejsza miała blond włosy, czarne oczy i była skąpo ubrana. Większa- białe włosy, błękitne oczy, był to chyba mężczyzna. Rozmawiały. Nie, kłóciły się.
 Nagle przez moje ciało zaczęły przepływać fale bólu o różnym natężeniu. Raz czułam tylko lekkie mrowienie w nogach, a raz coś rozrywało moje ciało od środka.
 Większa sylwetka coś krzyknęła. Tym razem zaczęła się o wiele bardziej agresywna kłótnia.
 Straciłam przytomność.
~*~
 Ocknęłam się, lecz nie mogłam otworzyć oczu. Chciałam coś powiedzieć, ale gardło i usta miałam tak wyschnięte, że moje próby poszły w las. Starałam się poruszyć – na marne.
 Nie mogę się ruszać, a jednak czuję, że idę na przód. Nie, nie idę. Unoszę się nad ziemią.
 Umarłam?
 Jestem w piekle?
 To niedorzeczne. Ktoś mnie po prostu niósł.
- James. Uratowałeś mnie. –Zdołałam wyszeptać. Oczy nadal odmawiały jednak posłuszeństwa. Moje ledwo bijące serce poczuło ulgę i ciepło.  
 Mięśnie Jamesa się napięły.
- Nie jestem J... Tak, to ja. Jesteś bezpieczna.
 Dziwne. Miał jakiś inny głos.
Wtuliłam się w ramię mojego wybawcy i zasnęłam.     

3 komentarze:

  1. ha pierwsza! :3
    Podoba mi się, nie wyłąpałam większych błędów ale nie mam do tego tendencji. Fabuła świetna, rozkręcasz sie. I wreszcie opisy, brawka dla ciebie. Czy tylko ja mam zawsze jakieś popierniczone skojarzenia odnoście osób, anime itd.? whatever ;) A więc czekam na kolejna dawkę bo jak zawsze końcówka wzbudza dreszczyk. A ta była taka suodka ^^ Weny, cierpliwości i pomysłu Afrodytko (bo ochrone już masz :P )
    Miśka ^u^

    OdpowiedzUsuń
  2. jestem zachwycona. :D notka ocieka opisami, wszystko bez problemu sobie zobrazowałam... <3 tylko kto ją uratował. :D nie James to kto, zresztą któż by miał dostęp do lochów samej KRÓLOWEJ! :O ale mnie zaciekawiłaś. :D
    No ale wiesz, że ja nie umiem się obejść bez marudzenia. :D otóż wg mnie reakcja (czytaj normalna pogawędka bez zająknięcia się albo chociażby wymownej ciszy bo przecież bohaterka jest wyczerpana a tu jeszcze zdobywa się na sarkazm!) po tych torturach fizycznych jest całkowicie nienaturalna. :D aczkolwiek bardzo prawdopodobne jest to, że nie wczułam się w to, że ona przecież ciągle się regeneruje, no ale sama wspomniałaś że jest wyczerpana i z bólu skręca jej kiszki... :D
    I kolejne pytanie... O co z tym wszystkim chodzi?! XD Kompletnie nie rozumiem tego całego "stowarzyszenia otwartego oka", nie mam pojęcia o co im chodzi i na czym ma polegać fabuła. XD no ale miejmy nadzieję że wszystko się wyjaśni w najbliższych notkach. :* jejku, chcę więcej! :D
    Weny i pozdrawiam! :* :D
    Kaśka

    OdpowiedzUsuń
  3. To dziwne szumienie w głowie to kac moja Kochana xD Piszę tak na bieżąco, co mi do głowy przyjdzie, więc na koniec będzie podsumowanie :D Opisy ludzi obłędne. Oj, same długie włosy, chyba ktoś tęskni :) Trochę byków narobiłaś, ale co tam, szaleć to szaleć. Ta cela jakaś duża jest... Jak mój pokój ;_;Łoj, mam ciary czytając to, co napisałaś o tych torturach... A i widzę wpływ Fairy Tail. Maluteńki, ale jest :P "Czyli nad normalnymi istotami. Sądzę, że masz jakieś zaburzenia psychiczne, byłaś z tym u lekarza? " kocham Cię za ten tekst <3 Czytałam to jak ją torturowali, z piosenką o ciągniku w uszach. Nie wiem co było gorsze - piosenka o ciągniku, czy te tortury. Notka ogółem bardzo mi się podobała :) Serio, opisy bardzio mi się podobały :P
    Pozdrawiam,
    (zachwycona)
    Karolina

    OdpowiedzUsuń